← DZIEŃ 7          DZIEŃ 9-10 →

 Wulkany błotne, czyli witamy na KSIĘŻYCU 😉

Jeszcze raz do zaliczenia BICAZ i ruszamy w kierunku księżycowego krajobrazu w Rumunii, jakim z pewnością są WULKANY BŁOTNE znajdujące się w okręgu miejscowości BERCA.

Po drodze cieszymy się jazdą i krajobrazami, tym bardziej, że jak zwykle kuszą nas boczne drogi, ale wiemy też, że jeszcze za dnia chcielibyśmy dotrzeć na WULKANY, także nie zapuszczamy się daleko.

Ręka ? Boli dalej i będzie bolała do końca wyjazdu i jeszcze długo potem, ale z dnia na dzień coraz mniej.

 

Ale jak tu jechać kiedy tak tu pięknie – wystarczy zjechać w boczną drogę i widoki są niesamowite.

Faktem jest jednak to, że te nasze intuicyjnie wybierane trasy zabierają nam trochę czasu
Ale co zrobić kiedy my właśnie tak lubimy 😉

… wakacje mają jednak to do siebie, że posiadają czasowy limit, także pilnujemy się.

W końcu docieramy na miejsce, choć znacznie później, niż to sobie początkowo zakładaliśmy, tym bardziej, że pomimo jakiś tam wskazówek, dojazd do tych wulkanów nie był taki oczywisty.

No to jak dojechać?
Z głównej drogi w miejscowości BERCA jest znak na MONASTYR i potem przy następnym skrzyżowaniu są już normalnie znaki na wulkany.
I UWAGA: wulkany występują tam w dwóch miejscach jako:
* Vulcanii Noroioși Pâclele Mici
* Vulcanii Noroioși Pâclele Mari

Jadąc wąską drogą, gdzie dookoła są pola natkniemy się w pewnym momencie na skrzyżowanie ( zaznaczyłam na czerwono), gdzie stoi bilbord informujący o  wulkanach.

Warto jechać i jedną i drugą drogą, bowiem w obu tych miejscach występują wulkany i różnią się one od siebie aktywnością oraz obszarem.

W pierwszej kolejności musimy jednak gdzieś się zacumować na noc i napełnić brzuchy – trafiamy w miejsce zwane La Hangar   ↓

Koszt campingu to 16 lei / 1 namiot + 2 motocykle
( 10 lei za namiot + 3 leje za motocykl)
dostęp do toalety i elektryka pod zadaszeniem
dodatkowo prysznic: 5 lei ( przelicznik wiadomo ≈ 1/1)

Jedzenie – całkiem smaczne, chociaż niespecjalnie wyszukane.
WINO – bierzcie te domowej roboty ( takie też tu jest ) – PYSZNE.
Nie wiem ile ma procent, ale na pewno duuuuużo 😉

Po 0,5 l karafki na 2-kę jesteśmy rozweseleni na maxa – tak więc czas najwyższy…  – idziemy zwiedzać wulkany 😉

Pierwszymi wulkanami, które zwiedzamy są te przy naszym campingu, chociaż do pokonania przed nami jeszcze wiele, wiele schodów.

Poznajcie Artura – dzisiejszego dnia to on będzie Waszym przewodnikiem  😉 →

Doszliśmy już tam o zmierzchu / wyszliśmy po zachodzie słońca.

Wstęp:   4 leje od os. dorosłej, 2 leje od student / 1 leje od pupil ( cokolwiek to znaczy po rumuńsku → pies lub dziecko ?  )
Artur po tym pysznym winie udawał pupila, ale mu nie wyszło 😉
Ostatecznie ja zostałam studentką, a Artur pozostał dorosłym,bo jak stwierdził wesoły Pan bileter, to Artur ma za dużą brodę jak na studenta 😉

Oczywiście zamiast oglądać rezerwat, my przy budce wraz z P. bileterem padaliśmy ze śmiechu. A zaraz będzie ciemno.

Udało nam się jednak pstryknąć kilka fajnych fotek i to chyba dzięki temu, że byliśmy tu tak późno.

Drugim pozytywnym aspektem tak później pory było to, że byliśmy tam praktycznie sami.

 

Wieczór spędzamy planując i omawiając kolejne dni.  Tutaj także okazało się, że jesteśmy zupełnie sami.

Noc pełna burz i porządnych ulew, a rano do zaliczenia kolejne wulkany, aż ciekawa jestem jak te błotniste powierzchnie będą wyglądać po takiej nocy.

I jesteście ciekawi jak ?
Rozpływają się, co nie jest fajne bo pływamy, ale te są dziś aktywniejsze.

  

I ciężko porównać oba te wulkany…

Moim zdaniem te wczorajsze miały większy klimat, te natomiast są bardziej aktywne.

To, że wczoraj oglądaliśmy wulkany na tle zachodzącego słońca też miało znaczenie na ich odbiór, dziś zamiast zachodzącego słońca jest masa turystów.

Wczoraj przed zwiedzaniem wypiłam wino, dziś nie…

← DZIEŃ 7          DZIEŃ 9-10 →