← DZIEŃ 9          DZIEŃ 12 →

 

Rozpisywać się nie będę – to były 2 dni pełne RELAKSU.

Zatrzymaliśmy się na campingu Livadh ( kliknij) w Himare.

Liczą tu za namiot 10 EUR / doba.

Budzik  w postaci KOGUTA i OSIOŁKA, które drą się codziennie rano o tej samej godzinie – GRATIS 😉

Ale UWAGA – ten rytuał ma swoje współrzędne czasowe, bowiem jak znajdziesz się w toalecie kiedy już skończą się drzeć… wszystko jest zatkane 😉
Także pierwsze dźwięki to czas START – i tak wszyscy z campingu 😉

Ale pomijając te odkrywane rytuały campingowe 😉 – jedyne co nas obchodziło podczas tych dni to morze, słońce…

… piwo i jedzenie – dużo pysznego, fantastycznego jedzenia 🙂

Niestety przyszedł też czas pożegnań 🙁

Jankowi i Ani kończył się wcześniej urlop, także , nie było wyjścia – musieli się zbierać do domu.

Z żalem się żegnaliśmy, ale z doświadczenia wiem, że jazda tylko we dwójkę ma swoje uroki i cieszę się, że mieli okazję zaznać wspólnie również takiej formy podróży.

Nooo właśnie… wracając do Ani, która po raz pierwszy wyruszyła z Jankiem w motocyklową podróż 🙂

Przyznam szczerze, że obserwowanie jej sprawiło mi frajdę. Coś co dla nas już jest standardem, dla niej było nowością, ale nieustannie z otwartym umysłem brała na klatę to co przyniósł jej dzień 🙂 Fajnie było na to patrzeć 🙂
Mam nadzieję, że łyknęła bakcyla… 🙂

Ale żeby nie było tak, że nie tknęliśmy motocykli, bo co jak co… ale człowieka jednak nosi 😉 

Wyskoczyliśmy na pół dnia, aby oblukać popularną tutejszą atrakcję:
Blue Eye – Syri i Kaltër co oznacza po prostu  niebieskie oko

znajdujące niedaleko Sarandy  ( KLIKNIJ)

Jest to miejsce, gdzie naturalnie z głębi ziemi wybija niebieściutka woda. Z tego co wyczytałam woda wypływa z głębokiego na 50 m krateru (przynajmniej na taką głębokość dotarli nurkowie) tworząc źródło. Ciśnienie jest tak mocne, że widać je gołym okiem. Temperatura wody to 10 °C.
Ponoć po wskoku, woda samoistnie wypycha człowieka do góry… Artur skakał… nie potwierdził !
Czekał, aż zacznie go wypychać, ale ostatecznie sam musiał machać rękami… dobrze, że mamy jednego odważnego, bo tak to człowiek wierzyłby we wszystko co przeczyta w ulotce… 😉

I wszystko może byłoby i pięknie, gdyby nie ta masa turystów… brak miejsc do zaparkowania, kolejki samochodów do wjazdu…

kolorowe straganiki dla turystów – MASAKRA !!!

Zdecydowanie to nie nasze klimaty, uciekamy stąd z ogromną przyjemnością. 

 

Powoli jednak szykujemy się do dalszej podróży, uskuteczniając  campingowe prace konserwacyjno-naprawcze w maszynach i ludziach 😉

  

Jak naprawiać BMW – czyli mechanika użytkowa 😉

Nie mylić z ukamienowaniem 😉 

 

i można jechać dalej  😉

+ jak naprawić stosowacza mechaniki użytkowej 😉
ale spokojnie – w ekipie znaleźli się ekskluzywni styliści oraz  niekonwencjonalny fryzjer –  hose Roberto  😉

Jaja jak berety / śmiechu co nie miara – jak na pierwsze strzyżenie Roberta, Artur wygląda nieźle 😉 

Nawet następni klienci z campingu zaczęli się zgłaszać, pytając ile kosztuje 😉

Żegnamy się z morzem… jutro czas ruszać dalej… 

← DZIEŃ 9          DZIEŃ 12 →