alternatywna Transalpina i „strasznie” DZIKIE PSY
Dziś alternatywna droga Transalpiny dla miłośników szutrów.
Powoli czas wracać do domu, a że Transalpinę zaliczyliśmy w zeszłym roku ( relacja tutaj), to szukamy innych atrakcji
I tym oto sposobem z drogi 7A wpadamy w połowę Transalpiny i i traktujemy ją jedynie jako łącznik do interesującej nas tym razem drogi 704, ale po kolei.
Budzimy się, a przy naszym namiocie psy…
w tym zwiadowca, którego widzieliśmy już wieczorem.
I chociaż co niektórzy mówią, o rumuńskich psach DZIKIE i NIEBEZPIECZNE, tak naprawdę jest zupełnie inaczej.
Psiury, często stadami są w Rumuni wszędzie tam gdzie mogą dostać jedzenie – tam gdzie mogą przetrwać.
Będąc w Rumuni możesz być pewny, że natkniesz się na mniejsze, lub większe.
Zazwyczaj nie są ufne i jeżeli ich nie zaprosisz – trzymają dystans. Natomiast szybko wyczuwają Twoje nastawienie i każdy dobry gest w ich kierunku to machanie ogonkiem, radość w oczach i przyzwolenie.
Na pewno trzeba być ostrożnym i nie należy zapraszać psów, gdy masz w tym miejscu nocować, ale nawet gdy ich nie zaprosisz, możesz być pewny, że w nocy i tak przyjdą sprawdzić, czy nie zostało nic po kolacji.
Obserwując je miałam mieszane uczucia. Kontrastując z psami na łańcuchach, te żyjące na wolności muszą sobie radzić same, ale są WOLNE… pytanie co dla nich lepsze…
Problemem na pewno jest ich ilość – żyją na dziko, są niekastrowane i rozmnażają się bez umiaru – nikt nie ma nad tym kontroli.. niestety… i tak naprawdę nie wiem jaki stosunek mają do tego Rumuni.
Wzruszyła mnie pewna sytuacja, kiedy przed restauracją dałam jednemu z psów taką rumuńską potrawę z kaszy.
Wiecie co zrobił ?
Wziął w zęby i zaniósł ją innemu choremu, słabemu psu.
Myślałam, że się poryczę.
Ach… rozpisałam się, ale wątków tej podróży jest tyle, że ciężko to zmieścić
Wracając do dnia dzisiejszego, bo jeszcze się nie zaczął, a ja jak zwykle mam już wiele do powiedzenia…
Po śniadanku…jak na „perfekcyjną” Panią domu przystało…
umyłam grzecznie naczynia… i spakowani ruszyliśmy w drogę.
Wypoczęci, uśmiechnięci ruszyliśmy w kierunku Transalpiny, ale zaraz, zaraz… liczymy i niestety paliwa na całość na pewno nam nie starczy, a stacji po naszych trasach raczej nie uraczymy…
Trudno, trochę nadrobimy, ale obieramy kierunek na najbliższą stację w PETROSANI i tutaj nasze zdziwienie.
Zaraz za skrzyżowaniem z Transalpiną główna droga krajowa 7A okazała się szutrowa, także z 5 km jechaliśmy uśmiechnięci w kurzu, pilnując ograniczenia prędkości jakie pokazywała nam nawigacja – 90 km/h
Widoki piękne – skały, strumienie – miejscami podobnie tu do wąwozu BICAZ.
Ponoć kiedyś tak wyglądała cała Transalpina – że ją musieli wyasfaltować…
Zatankowani, ponownie szutrową częścią 7A ( która widać miejscami przygotowywana była już pod asfalt), wróciliśmy wjeżdżając na część trasy Transalpiny.
Kawałkiem transalpiny dojeżdżamy do tamy, zaraz za którą skręcamy w zaplanowaną, alternatywną – drogę 704 ( w tym miejscu). Nawet jest oznaczona NO ASFALT / DIRT ROAD.
I zabawy ciąg dalszy. Tak ok. 40 km.
Trasa lekka, przyjemna, bez większych niespodzianek.
Mijamy też, taki oto wrak na szwedzkich numerach – zastanawiając się jaka była jego historia… I ?
Po naklejkach znaleźliśmy zdjęcia z corocznych rajdów, które się tu odbywają. Jest hardcore i zapewne takich wraków w okolicy można spotkać tu więcej
Hmmmm…. a skąd on taki brudny jedzie ?
Spoko – takie błoto nie błoto…
I jedzie się…
…dopóki się nie leży
A potem znowu się jedzie…
Generalnie fajna opcja dla tych co Transalpinę już przejechali, a lubią zboczyć z asfaltu w niegroźny teren
Na asfalt wyjechaliśmy w Cugir, a potem przez Aiud, gdzie widać było jakiś fajny zameczek, ale my tylko przejazdem, także nie wgłębialiśmy się w temat.
Bardzo ładna droga i pusta – praktycznie ZERO aut, ZERO motocyklistów.
Zaczynam się zastanawiać, którędy my jeździmy w tej Rumuni, skoro nikogo nie mijamy. To którędy jeżdżą inni ?
Dziś najwyższa pora porządnie się wykąpać Także szukamy campingu i pada przypadkowo na camping eldorado.
person: 35,20 lej ( 2 os.)
cart ( tent): 11 lej ( 1 namiot)
moto: 8,80 lej ( 2 motocykle)
55 lej ( ≈ 55 zł.) / 2 os, 2 motocykle, 1 namiot
Nie jest najtaniej, nie ma czym się zachwycać, ale jest PRYSZNIC
Poznaliśmy tu starszego Czecha, który od urodzenia mieszka w Niemczech. Widać było strasznie chciał z kimś pogadać, bowiem podróż miał samotną, z papierową mapą w ręku. Chociaż językowo zdecydowanie bardziej dogadałby się z parką Niemców, którzy nocowali tuż obok – dosiadł się do nas
A oto jego historia – muszę ją opisać, bo aż nieprawdopodobna:
Dawno temu, w latach 70-tych handlował jakimiś perfumami… W sprawach celnych pomagała mu piękna Pani celniczka z Bułgarii. Miał ze sobą jej zdjęcie i adres ( tak – te z przed 35 lat…)
Na emeryturze, rozwiedziony kupił sobie BMW GS1150 i postanowił ją odwiedzić. Istne szaleństwo, tym bardziej, że nigdy potem nie miał z nią żadnego kontaktu, więc nie wiadomo jak potoczyły się jej losy, ale był tym tak podekscytowany i pewny, że ją odnajdzie, że aż niemożliwe.
Taka ot…. pozytywna i zdecydowanie niecodzienna historyja
Dodaj komentarz