Ciekawość zaspokojona – wracamy na trasę – kierunek Macedonia
Z Pristina skierowaliśmy się do Mitrowica. Historię Kosowa każdy zna – działa się w zasadzie na naszych oczach, a most na rzece Ibar w Kosowskiej Mitrovicy oddzielający część Albańską oraz Serbską jest tym symbolicznym i tam postanowiliśmy się udać. Nadal stacjonują tu siły wojskowe KFOR oraz Policja. Zniszczona droga, pomnik z nazwiskami (ofiar) tej wojny. Flagi Albańskie wiszące po południowej stronie, flagi Serbskie po tej północnej. Widok smutny, a zarazem bardzo prawdziwy.
Droga, którą jechaliśmy zmęczyła nas okrutnie ( nie mówię tutaj o drogach, które częściowo nadal są w budowie, bowiem te odcinki były idealne dla enduro) lecz o ilości samochodów jakie jeżdżą po Kosowie. Ruch na drogach przeogromny, oczy na około głowy, bowiem wiadomo jeżdżą jak chcą i to, że była to niedziela raczej nie pomogło bowiem dochodziły korowody samochodów jadących na wesela, których na naszej drodze napotkaliśmy z 15-ście jak nie więcej. Blokowali drogi, jechali wolniutko sznureczkiem, widoczne jest ich pierwszeństwo ponad wszystko… i jak początkowo stanowiło to dla nas atrakcję, tak po pierwszych 5-ciu mieliśmy dosyć, tym bardziej, że temperatura rosła nieubłagalnie.
Dziwi nas tylko tak olbrzymi ruch: każde miasteczko, każda wioska – wszędzie praktycznie korki. Tak jak nie dziwiła nas stolica, bo stolica generalnie kojarzy się zawsze z takim stanem rzeczy, tak droga z Mitrowicy do granicy z Serbią (Bele Zerelja) zaskoczyła nas ogromnie – zajęła nam ogrom czasu.
Po jej przejechaniu drogi zrobiły się puste, znowu można było delektować się jazdą. Z Serbii króciutka droga do granicy z Macedonią ( STARAC) i stamtąd kierunek na KOKINO.
Nie bardzo wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. Kokino to miejsce polecane jako warte obejrzenia… hmmm…. na obrazkach w necie znaleźliśmy obrazki jakiś kilku skałek i jadąc tam, zmęczeni drogą w Kosowie, obawialiśmy się, że skałki jak skałki… ale po dojechaniu na miejsce i wejściu na górę ( co niektórzy prawie wjechali 😉 )zaparło nam dech w piersiach. Niby skałki, ale taki jakiś magiczny klimat. Nie bez znaczenia myślę było, iż trafiliśmy na późny wieczór i słońce było już bardzo nisko. PRZEPIĘKNE WIDOKI. BYŁO WARTO !!!
Zjeżdżając już w dół oglądaliśmy przepiękny zachód słońca i chociaż nie mogliśmy się napatrzeć. zdawaliśmy sobie sprawę, że chcemy jeszcze dzisiaj dojechać do Skopje i obejrzeć miasto nocą i chociaż założenie było: OMIJAMY AUTOSTRADY, tym razem się przełamaliśmy i 20 km pokonaliśmy właśnie autostradą. Na wjeździe na autostradę zapłaciliśmy pierwsze 1,5 EUR za drogę i na wyjeździe do Skopje następne 1 EUR ( 1 motocykl). No nie zbiedniejemy ;).
Do miasta wjechaliśmy na pewniaka, kierując się bezpośrednio do hotelu ( zarezerwowanego na booking.com). Jak się na miejscu okazało hotel z niesamowitym klimatem i bardzo kontaktowym, przesympatycznym właścicielem. Dostaliśmy garaż na motocykle i pomimo tego, iż byliśmy bardzo późno – wszystko świetnie zorganizowane.
Cena pokój 2 os. : 20 EUR
Koszt taxi do centrum to 90 DINARÓW ≈ 6 zł.
Ceny hoteli na przedmieściach są znacznie tańsze, a za niewielkie pieniądze, można dojechać do centrum.
I przepyszna kolacyjka w przeuroczym klimacie. Być tu i nie spróbować… to normalnie grzech 😉
BAŁKAŃSKI przysmak: SZOPSKI SALAD, który podbił moje serce, chociaż po informacji, że jest posypany tartym kozim serem, nieco mnie wycofał, tak po spróbowaniu… MNIAM. Niby nic takiego: pomidory, ogórek, oliwki… ale ten ser…
+ zestaw mięs… dla każdego coś dobrego…
Dzień MEGA intensywny, ale po prostu ŚWIETNY. Po raz pierwszy wjechałam do Macedonii i na dzień dobry jest PIĘKNIE. Co będzie jutro, skoro już dzisiaj jestem ZACHWYCONA? Po dotarciu do łóżeczka padłam jak zabita.
Widzę że pomnik „Matki Rodzicielki” przykuł Twoją uwagę Monika, daje do myślenia co ? Podoba mi się.