ze SKRAJNOŚCI w SKRAJNOŚĆ…
Wyruszyliśmy z Ksamil w kierunku Shkodër – najwyższy czas obrać drogę do domu.
Aby nie rozdrabniać się na 2 mapy dorysowałam ręcznie kawałek niebieskiej ścieżki, bo nie wiadomo dlaczego google maps nie puszcza nas tą drogą przez Lukowa.
Pierwsza połowa drogi do WLORA – PRZEPIĘKNA !!! Przełęcz Llogara to miejsce, które powinno być obowiązkowe dla motocyklistów będących w tych rejonach. Widoki zapierały nam dech w piersiach. Oczy skupione na drodze, uciekały na boki… dobrze, że od czasu do czasu pojawiały się miejsca gdzie można było chociażby na chwilkę zjechać.
Droga byłaby idealna, gdyby nie autobusy, które torowały fajne miejsca, pokonując zakręty na 3 razy, bo miejscami faktycznie dość ciasno. Zresztą co ja będę pisać – wstawiam kilka fotek – mówią same za siebie. Miejscówa PIĘKNA.
Po zjechaniu na druga stronę klimat automatycznie się zmienia.
I na tym radość z jazdy się kończy. Jak tylko wyjechaliśmy z Llogara National Park jechało się tragicznie. Co prawda z założenia mieliśmy omijać autostrady i chcieliśmy pojechać fajniejszą trasą, ale okazało się że trzeba jednak nieco popracować i do Szkoder pojechaliśmy już głównymi drogami, bowiem zaczęło nam brakować czasu. Szczerze, nie wiem czy był to dobry wybór, bowiem droga zakorkowana okrutnie z mnóstwem bocznych uliczek, z których co chwilę wyłaniały się wymuszające pierwszeństwo samochody, co było dla nas dodatkowym stresem, bowiem dosłownie połowa tej drogi pokonana była poboczem , szutrami, po dziurskach, wąsko lub przeciskając się pomiędzy autami jeżeli nie było pobocza – oczywiście nie wszystkim się to podobało i od czasu do czasu miewaliśmy niekomfortowe sytuacje, ale nie mieliśmy wyjścia. Byliśmy już dość mocno zmęczeni i wiedzieliśmy, że za dnia nie mamy już szans dotrzeć na miejsce.
Aby jednak nie było tak ponuro muszę tu wspomnieć o momencie kiedy trzeba było popracować. Padło na miejscowość Fier – dokładnie centrum. Usiedliśmy w knajpce z kebabem zamawiając go do jedzenia + jakieś napoje, komputer i heja.
Problem z internetem,… ważne zlecenie – cholera – Pan z kebaba zapytany o Wi-Fi mówi, że nie ma szans, ale sam z siebie zaproponował nam swoja komórkę, abyśmy mogli się podłączyć do neta, nawet papieroska i zostawił nam ją zupełnie bez niczego obsługując kolejnych klientów. Był jakiś problem z łączem, ale dla niego to nie problem – zawołał kolegów, którzy prowadzą sklep z telefonami po drugiej stronie ulicy i wszystko zaczęło działać. Mega przyjaźni ludzie – nie spodziewaliśmy się takiej życzliwości i chęci pomocy. Zdjęcie obok to rondo obok którego znajduje się gościnna budka z kebabem.
Pozytywnie zaskoczeni ruszyliśmy dalej i potem jak już wspominałam nie było tak miło.
Już po ciemku zajechaliśmy do SHKODER.
Camping popularny i dosyć znany: www.lakeshkodraresort.com
Załączam scan ulotki z cenami – niedrogo, jest gdzie zjeść, gdzie się wykapać. Wszyscy mówią świetnie po angielsku, właściciele to Anglicy.
Generalnie profi camping.
Płacimy 13 EUR ( 2 os. + 1 namiot)
Rozkładamy się w świetle latarek, szybki prysznic i do baru 🙂
Tutaj wspomnę, że w planie było Theth, jednak czasowo nie mieliśmy już czasu ogarnąć tematu. Żałuję, ale Theth jeszcze do zaliczenia.
Jeszcze kilka fotek z plaży – zrobione o poranku dnia następnego.
Nooo, w końcu się uśmiechnął. Ha ha
W 9 dniu też jest uśmiechnięty. 🙂