Transalpina, cudne widoki i na dobranoc wściekły lis
W dniu dzisiejszym mamy w planie fajną widokową trasę, totalnie bez pośpiechu… tylko teraz jeszcze nie wiemy, że w siodle spędzimy nieco więcej czasu czasu, niż zamierzaliśmy…
CEL: TRANSALPINA DN 67C. Co prawda 1/2 trasy w deszczu, mniejszym lub większym, ale nie zabrało nam to radochy z pokonywania zakrętów. Co do deszczu to ponoć często podróżujący Transalpiną nie wychodzą z tego na sucho, ale to tylko zasłyszane, ile w tym prawdy nie wiem 😉 Słońce pokazało się w idealnym momencie, bowiem zanim wjechaliśmy na przełęcz URDELE , odkrywając przed nami tę cudowną przestrzeń.
Zdziwieniem dla Artura było brak jeziorka, które widział poprzednim razem – no cóż…. wyschło…
Po pokonaniu Transalpiny, zaburczało nam porządnie w brzuchach i jaką radość sprawiła nam miejscówka nad strumykiem jaka w tym momencie wpadła nam w oko – była idealna – czego chcieć więcej ? W takich okolicznościach przyrody nawet gołąbki z makaronem smakują jak specjalność szefa kuchni 🙂
O 17:00 postanowiliśmy ruszyć dalej już w kierunku Bułgarii i swobodnie gdzie opadną nas siły poszukać noclegu, na dziko – jak się potem okazało nie był to najlepszy pomysł.
Siły opadły nas w CRAIOWA jeszcze w Rumunii. Na rumuńskiej papierowej mapie wyczailiśmy jeziorko koło Ciutura -> SUPER -> jedziemy -> będziemy nocować na dziko gdzieś przy wodzie -> mamy tylko 25 km.
Zadowoleni z własnego planu idealnego mocno się rozczarowaliśmy gdy okazało się, że jeziorka, które pokazywała nam mapa nie ma… Wyschło? No nic… ściemnia się już dość mocno – zanocujemy gdzieś na polu lub przy lesie, tak aby nie rzucać się w oczy… Po jakimś czasie znaleźliśmy SUPER miejscówę. Dość stromo wjechaliśmy po jakiejś polanie i gdy zrobiło się już płasko przy drzewkach leśnych zmęczeni, ale bardzo zadowoleni decydowaliśmy gdzie rozkładamy namiot. Nagle… przed nami pojawiło się jakieś zwierzę… co prawda jeszcze przed wjechaniem do góry szeleściło coś w trawie i Arturowi wydawało się, że coś widział, ale było już dosyć ciemno… mogło się przecież wydawać… Tym razem byliśmy już pewni, że wkroczyliśmy na czyjś teren… Podszedł bardzo blisko nas -> cholerka dlaczego nas nie boi ??? Co to jest? LIS? Nie… za duży… kurcze ale wygląda jak LIS… hmm… to chyba nie jest normalne… podchodzi coraz bliżej… wystraszona uruchomiłam silnik… odskoczył na 3 metry, po czym niewzruszony znowu obrał nasz kierunek… kompletnie się nie boi… No nic – to już na pewno nie jest normalne – wygrywa LIS – wskakujemy na motocykle rezygnując z miejscówy.
Było już ciemno, godz. ok. 21:00 i przy szybkiej kalkulacji stwierdziliśmy, że dzisiaj już nie ryzykujemy. Wrzuciliśmy w navi najbliższy camping -> pokazało nam 120 km… hmm… kiepsko… Co prawda w pierwotnym założeniu chcieliśmy podczas naszej podróży tego uniknąć, ale wrzucamy w navi: MOTEL, HOSTEL i kierujemy się z powrotem na CRAIOVA. Tutaj też nie jest kolorowo… pierwszy hotel, potem drugi – ceny na kilka godzin noclegu w cenie 50 EUR jakoś nie nastraja nas pozytywnie. No nic jedziemy dalej – hoteli po drodze dużo, ale ceny niezmienne. No nic wejdę jeszcze do jednego – cena 30 EUR (130 LEJ) ≈ 130 zł. SUPER !!! HOTEL: www.grimhotel.ro dostajemy pokój nr 13 -> NIEWAŻNE -> godz. 22:30.
Mnie na Transalpinie wiatr chciał zepchnąć z drogi, potem matka natura sypnęła nam śniegiem po wizjerach. Zimno było jak cholera, ale nie żałuję
Zdjęcie Wasze nad strumykiem to kwintesencja podróżowania we dwoje, wiem Monika o czym piszesz ……..