Jak pierwszego dnia stracić zapas… 😉
Ten wyjazd najchętniej podzieliłabym na 2 etapy. UKRAINA i potem reszta.
Czas spędzony na Ukrainie jakby oderwany od rzeczywistości, może brak tu zapierających dech w piersiach widoków, natomiast klimat, ludzie, ich mentalność, powodują, że uwielbiamy ten kraj. Drogi ? Dla nas idealnie 🙂
potem Mołdawia i Rumunia. Zastanawiałam się jak ogarnąć to opisowo, ale chyba najprościej będzie po kolei, także do dzieła 🙂
14.08.2016 rano po logistycznym ogarnięciu życia, odstawieniu dzieciaków na obóz survivalowy ( czym skorupka za młodu nasiąknie… 😉 ) i z głową pełną zapytań czy na pewno wszystko załatwione ruszyliśmy.
Start z Polski wyszedł nam w sumie na 2 dni, ale my lubimy tak na około 😉 a tak naprawdę przed wyjazdem chcieliśmy spotkać się ze znajomymi z Lublina, którzy podsunęli nam kilka fajnych ukraińskich tematów, także za to i za gościnę Jacek, Monika dziękujemy 🙂
15.08. Granica z Ukrainą MEDYKA. Jak to zazwyczaj bywa kolejki, ale bokiem przejeżdżamy do przodu, celnicy machają aby jechać, puszczając nas w pierwszej kolejności zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie. Generalnie przekraczając granicę Polska/Ukraina MOTOCYKLEM – nieistotne gdzie – najczęściej tak to się odbywa.
Zaraz za Medyką wrzucamy trasa KRÓTKA ( kierując się na Zaleszczyki ->Kamieniec Podolski) jadąc przez wioski/wioseczki/pola, przeciskając się niejednokrotnie przez stada krów lub gęsi pomykamy do przodu.
Szutry lekkie – bez spiny – co prawda od czasu do czasu pojawia się asfalt, ale tak dziurawy, że już łagodniejsze są drogi bez drogi 😉
Założyliśmy, że omijamy wszelkie drogi główne, w planach jedynie trasy krótkie i terenowe oraz te które nas będą nas kusić 😉
Cieszy nas ten dzień. Ogromnie – nareszcie w podróży.
Jedziemy, zastanawiając jak długo będziemy tak uśmiechnięci i kiedy zaczniemy na te drogi kląć i w zasadzie długo nie musieliśmy czekać , bo….
… złapałam gumę.
Artur jak zwykle, był przygotowany, ale wymiana dętki zajmuje nam 40 min.
Zatrzymują się Ukraińcy z pytaniem czy nam pomóc – pokazuję im gwóźdź – śmieją się i mówią, że ” na Ukrainie to normalna” 😉 No nic… dętka rozerwana. Fatalnie, że tak na początku podróży. Będziemy musieli kupić nową, aby mieć w zapasie lub znaleźć wulkanizatora, ale z naprawą to raczej kiepska sprawa…
Boże jak to dobrze, że mam ogarniętego męża – w zasadzie teraz teoretycznie ( z naciskiem na teoretycznie) też wiem jak zmieniać tę dętkę, bo widziałam to od A do Z (z naciskiem na literkę K… ! 😉 ) ale w warunkach polowych jakby zdarzyła mi się taka sytuacja będąc SAMA to, pierwsze co przychodzi mi do głowy:
a) jak daleko jest Artur… 😉
b) jak daleko są znajomi koledzy 😉
c) kogo by tu zahaczyć… 😉
d) … chciałam napisać biorę się do roboty, ale nie napiszę… 😉
No nic za chwilę miało się ściemniać, także nie ma wyjścia, chyba czas poszukać jakiegoś noclegu.
Na mapie widać jakieś jeziorko – ok – jedziemy tam i co prawda jest jakaś woda, ale w dole i zero zjazdu – cholerka same szuwary, ale ufff – znajdujemy jakiś tajemny zjazd… myślę, że nie jedne schadzki tu się odbywały… 😉
mało miejsca, ale co tam – parkujemy motocykle, wrzucając je gdzieś w krzaki. Rozkładamy namiot -> ognisko i jest BOSKO 🙂 Słychać jedynie coś pluskającego, żaby lub ryby… kto wie… poza tym totalna cisza.
Pierwszy wieczór i cała kwintesencja podróżowania na dzień dobry… WELCOME WAKACJE !!!
A tu poranek w deszczu:
Pamiętam, że było mało miejsca i motocykle wrzuciliśmy w krzaki, ale żaby, aż tak ? hmm… 😉
Widok z okna sypialni..bezcenny 🙂