alternatywna Transalpina i „strasznie” DZIKIE PSY
Dziś alternatywna droga Transalpiny dla miłośników szutrów.
Powoli czas wracać do domu, a że Transalpinę zaliczyliśmy w zeszłym roku ( relacja tutaj), to szukamy innych atrakcji 😉
I tym oto sposobem z drogi 7A wpadamy w połowę Transalpiny i i traktujemy ją jedynie jako łącznik do interesującej nas tym razem drogi 704, ale po kolei.
Budzimy się, a przy naszym namiocie psy…
w tym zwiadowca, którego widzieliśmy już wieczorem.
I chociaż co niektórzy mówią, o rumuńskich psach DZIKIE i NIEBEZPIECZNE, tak naprawdę jest zupełnie inaczej.
Psiury, często stadami są w Rumuni wszędzie tam gdzie mogą dostać jedzenie – tam gdzie mogą przetrwać.
Będąc w Rumuni możesz być pewny, że natkniesz się na mniejsze, lub większe.
Zazwyczaj nie są ufne i jeżeli ich nie zaprosisz – trzymają dystans. Natomiast szybko wyczuwają Twoje nastawienie i każdy dobry gest w ich kierunku to machanie ogonkiem, radość w oczach i przyzwolenie.
Na pewno trzeba być ostrożnym i nie należy zapraszać psów, gdy masz w tym miejscu nocować, ale nawet gdy ich nie zaprosisz, możesz być pewny, że w nocy i tak przyjdą sprawdzić, czy nie zostało nic po kolacji.
Obserwując je miałam mieszane uczucia. Kontrastując z psami na łańcuchach, te żyjące na wolności muszą sobie radzić same, ale są WOLNE… pytanie co dla nich lepsze…
Problemem na pewno jest ich ilość – żyją na dziko, są niekastrowane i rozmnażają się bez umiaru – nikt nie ma nad tym kontroli.. niestety… i tak naprawdę nie wiem jaki stosunek mają do tego Rumuni.
Wzruszyła mnie pewna sytuacja, kiedy przed restauracją dałam jednemu z psów taką rumuńską potrawę z kaszy.
Wiecie co zrobił ?
Wziął w zęby i zaniósł ją innemu choremu, słabemu psu.
Myślałam, że się poryczę.
Ach… rozpisałam się, ale wątków tej podróży jest tyle, że ciężko to zmieścić 😉
Wracając do dnia dzisiejszego, bo jeszcze się nie zaczął, a ja jak zwykle mam już wiele do powiedzenia… 😉
Po śniadanku…jak na „perfekcyjną” Panią domu przystało… 😉
umyłam grzecznie naczynia… i spakowani ruszyliśmy w drogę.
Wypoczęci, uśmiechnięci ruszyliśmy w kierunku Transalpiny, ale zaraz, zaraz… liczymy i niestety paliwa na całość na pewno nam nie starczy, a stacji po naszych trasach raczej nie uraczymy… 😉
Trudno, trochę nadrobimy, ale obieramy kierunek na najbliższą stację w PETROSANI i tutaj nasze zdziwienie.
Zaraz za skrzyżowaniem z Transalpiną główna droga krajowa 7A okazała się szutrowa, także z 5 km jechaliśmy uśmiechnięci w kurzu, pilnując ograniczenia prędkości jakie pokazywała nam nawigacja – 90 km/h 😉
Widoki piękne – skały, strumienie – miejscami podobnie tu do wąwozu BICAZ.
Ponoć kiedyś tak wyglądała cała Transalpina – że ją musieli wyasfaltować… 😉
Zatankowani, ponownie szutrową częścią 7A ( która widać miejscami przygotowywana była już pod asfalt), wróciliśmy wjeżdżając na część trasy Transalpiny.
Kawałkiem transalpiny dojeżdżamy do tamy, zaraz za którą skręcamy w zaplanowaną, alternatywną – drogę 704 ( w tym miejscu). Nawet jest oznaczona NO ASFALT / DIRT ROAD.
I zabawy ciąg dalszy. Tak ok. 40 km.
Trasa lekka, przyjemna, bez większych niespodzianek.
Mijamy też, taki oto wrak na szwedzkich numerach – zastanawiając się jaka była jego historia… I ?
Po naklejkach znaleźliśmy zdjęcia z corocznych rajdów, które się tu odbywają. Jest hardcore i zapewne takich wraków w okolicy można spotkać tu więcej 😉
Hmmmm…. a skąd on taki brudny jedzie ?
Spoko – takie błoto nie błoto…
I jedzie się…
…dopóki się nie leży 😉
A potem znowu się jedzie…
Generalnie fajna opcja dla tych co Transalpinę już przejechali, a lubią zboczyć z asfaltu w niegroźny teren 🙂
Na asfalt wyjechaliśmy w Cugir, a potem przez Aiud, gdzie widać było jakiś fajny zameczek, ale my tylko przejazdem, także nie wgłębialiśmy się w temat.
Bardzo ładna droga i pusta – praktycznie ZERO aut, ZERO motocyklistów.
Zaczynam się zastanawiać, którędy my jeździmy w tej Rumuni, skoro nikogo nie mijamy. To którędy jeżdżą inni ?
Dziś najwyższa pora porządnie się wykąpać 😉 Także szukamy campingu i pada przypadkowo na camping eldorado.
person: 35,20 lej ( 2 os.)
cart ( tent): 11 lej ( 1 namiot)
moto: 8,80 lej ( 2 motocykle)
55 lej ( ≈ 55 zł.) / 2 os, 2 motocykle, 1 namiot
Nie jest najtaniej, nie ma czym się zachwycać, ale jest PRYSZNIC 🙂
Poznaliśmy tu starszego Czecha, który od urodzenia mieszka w Niemczech. Widać było strasznie chciał z kimś pogadać, bowiem podróż miał samotną, z papierową mapą w ręku. Chociaż językowo zdecydowanie bardziej dogadałby się z parką Niemców, którzy nocowali tuż obok – dosiadł się do nas 🙂
A oto jego historia – muszę ją opisać, bo aż nieprawdopodobna:
Dawno temu, w latach 70-tych handlował jakimiś perfumami… W sprawach celnych pomagała mu piękna Pani celniczka z Bułgarii. Miał ze sobą jej zdjęcie i adres ( tak – te z przed 35 lat…)
Na emeryturze, rozwiedziony kupił sobie BMW GS1150 i postanowił ją odwiedzić. Istne szaleństwo, tym bardziej, że nigdy potem nie miał z nią żadnego kontaktu, więc nie wiadomo jak potoczyły się jej losy, ale był tym tak podekscytowany i pewny, że ją odnajdzie, że aż niemożliwe.
Taka ot…. pozytywna i zdecydowanie niecodzienna historyja 😉
Dodaj komentarz