Dziś dzielimy się na 2 ekipy.
Ekipa, która robi pełną pętlę Teth – czyli jednoosobowe obsady motocykli ↓
Ekipa, która jedzie połowę pętli i wraca tę samą drogą – czyli dwuosobowe obsady motocykli ↓
Przed wyjazdem na pętlę Teth strasznie się stresowałam.
Te legendy o stopniu trudności przejazdu, przepaściach i otwartych przestrzeniach, które przyprawiają o zawrót głowy…
Tutejsza ich nazwa GÓRY PRZEKLĘTE… → zaczynasz wyobrażać sobie, że nie wzięła się znikąd… i takie tam.
Wyobraźnia działa, są obawy, czy na pewno dam sobie radę, bo zdania osób, które słyszałam na temat tej pętli są podzielone – ale co tam – nie przekonam się jak jest naprawdę, gdy sama nie spróbuję.
I szczerze, w tym miejscu, każdemu kto teraz to czyta, a nie był polecam samemu sprawdzić jak to naprawdę wygląda.
Sądzę, że dosłownie każdy, kto będzie jechać przez pętlę Teth będzie miał odmienne odczucia i emocje – powiem więcej – nawet w trakcie jazdy odczucia tej samej osoby będą skrajnie różne, w zależności od odcinka, stopnia zmęczenia i sprzętu na którym będzie przemierzać ten szlak…
Jakby nie patrzeć jest to 7-8 h ciągłej jazdy + postoje i pewnie są tacy co potrafią szybciej, ale ja nie potrafię 😉
Ale wstęp wyszedł To zaczynamy 😉
Razem z Arturem i Dziunem wyjeżdżamy po godz. 12:00… jak się potem okazuje zdecydowanie za późno, po pierwsze ze względu na temperaturę, która w południe osiąga najwyższe liczby, po drugie… jak już wspomniałam wyżej → łatwo sobie policzyć, że najkrócej nie będzie 😉
Chłopaki zamieniają się na wstępie swoimi motocyklami – ale po kilku kilometrach stwierdzają, że to niekoniecznie odpowiedni miejsce, aby pojeździć motocyklem kolegi 😉
Nawet taki obrazek ładny zaliczyliśmy na wstępie
– pytanie gdzie jedziemy… że radzą nam zawrócić, a ostatecznie powodzenia ↓
I dalej w drogę:
Pierwsze wrażenia to nie jest najgorzej – sądziłam, że będzie trudniej, ale ciągle podjeżdżamy pod górę, ciężko jest zmienić pozycję, a w miarę dogrzewania słońca bo jesteśmy jak na patelni coraz mocniej się wkurzam, jak przychodzi miejsce kiedy trzeba powalczyć.
Generalnie czuję się jak ugotowane jajko 😉
Nie powiem, że nie poczułam ulgi, gdy zobaczyłam BAR. Zresztą chyba my wszyscy 🙂
Na trasie do wioski Theth barów sztuk 2.
Dopiero teraz przyjrzałam się też tym dziurom, które co jakiś czas próbujemy wymijać na drodze… 😉
I jazda dalej. Dużo mega wyczerpującej jazdy.
Nie napiszę, że było łatwo, bo były miejsca, gdzie klnęłam jak szewc, albo trzeba mnie było pozbierać 😉 Było zmęczenie i to cholerne, a słońce nie pomagało, sił brakowało – w końcu to cały dzień jazdy w takich warunkach, ale…
” NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY JAK GO MALUJĄ” 😉
Było pięknie, jestem z siebie dumna, a chłopaki to w ogóle wymiatali 🙂
Strasznie ciężko jest mi to wszystko opisać, bo emocji mnóstwo. W wielkim skrócie wyglądało to tak:
I w zasadzie na tym mogłabym zakończyć 😉
Ale taki wstęp napisałam, że wypadałoby też napisać zakończenie 😉
Do wioski Teth dojechaliśmy wieczorem, także drugą połowę pętli przejechaliśmy po ciemku… 😉
Zgubiliśmy się nawet na chwilę z Dziunem, ale ostatecznie tylko nam się tak wydawało – ciemno było 😉
A co do wioski Theth, która nie tak dawno uchodziła, za najbardziej odizolowaną w Europie – z tą właśnie sławą, mocno rozwijają turystykę górską, co widać po ilości turystów w samej wiosce Theth.
Dojazd do niej od strony, którą przemierzyliśmy po ciemku jest coraz bardziej dostępny.
Spotykamy nawet parkę, która słysząc z oddali motocykle – czekała na nas, zapraszając do siebie na nocleg. I to w pięknym miejscu bo jeszcze przed wjazdem do wioski Theth, od tej bardziej wymagającej strony.
Opowiadali, że dopiero zaczynają i prosili nas, abyśmy wspomnieli znajomym, że mają pole namiotowe, organizują rafting, uruchomili nawet pensjonat.
Dostaliśmy małą karteczkę z namiarami. Także podaję namiary z karteczki:
Booking.com Kulla e Pal Binoshit tel. 00355672222880 / oliverbinoshaj@gmail.com
Rekomendacji nie damy, bo stacjonowaliśmy w Shkoder, ale być może ktoś planuje – kontakt zawsze się może przydać.
Ach…
Fajny dzień – lubię takie dni. Pięknie było.
To był świetny dzień, zgadzam się z Tobą w 100%.
Przed samym wyjazdem czytałem i słuchałem o Theth dużo i miałem obawy czy podłam.
Generalnie podołaliśmy razem, nikt nie pozostał na szlaku sam bez wsparcia.
Co do szybkości przejazdu to ja bym się tu odrobinę kłócił, tempo było nasze a nie jakieś tam za wolne.
Było po prostu bardzo dobre.
Co do zgubienia mnie w ciemnościach to też nie do końca tak było.
To Wy mnie nie widzieliście, ja byłem parę półek skalnych wyżej od Was i widziałem wasze światła.
Jak stwierdziłem, że za daleko odjechałem to stałem i czekałem. 🙂
No może kierownik się z lekka spłoszył bo dzwonił za mną, ale jak usłyszał, że widzę ruchome dwa światła to mu przeszło od razu.
Brzmiało to mniej więcej tak:
Stój tam bo jak nie, to w ryj….
Taaaak to był naprawdę super dzień. 🙂