Szczerze, to zupełnie nie pamiętam tego dnia – raczej typowo przelotowy dzień – chyba bez żadnych fajerwerków…
Materiałów brak i właśnie zdałam sobie sprawę, co jest moją bazą pamięciową… FILMY !
Karta pamięci, na której nagrywałam kilka ostatnich dni, jest uszkodzona – bez możliwości ściągnięcia danych… a nikt nic nie nagrywał – są jedynie jakieś szczątkowe ujęcia – także napiszę jedynie, że po prostu jechaliśmy sobie… 😉
To był jeden z nielicznych chłodniejszych dni, chyba nawet o jakiś deszcz zahaczyliśmy.
Bez filmów, żadnych zapisków ani zdjęć jakieś takie przebłyski człowiek ma, ale nie do końca kojarzy 😉
Na pewno było ładnie, w końcu jechaliśmy przez Macedonię…ale już bez strasznych ochów i achów 😉
Także bardzo po krótce…
Zatrzymujemy się w Serbii na campingu Enigma Vranje ( lokalizacja – kliknij)
Generalnie fajny camping, z basenem ( niestety było zbyt zimno, aby z niego skorzystać) i trochę drogi.
Znaleźliśmy się tam przez przypadek, bo zgłodnieliśmy w okolicach, a potem wrzuciliśmy w nawigację najbliższy camping i tyle.
Za 1 os + 1 motocykl + 1 namiot = 12,20 EUR
potem wiadomo taniej, bo koszty się rozkładają, nie mniej jednak średnio 10 EUR na głowę trzeba liczyć.
Ale nie ma co marudzić.
Dziś świętujemy 8 rocznicę Ślubu Martusi i Roberta – w czasie jazdy dość ciężko jest wykombinować jakąś niespodziankę, ale konspiracyjnie udaje nam się załatwić lody w kształcie tortu i świeczki 🙂
Teraz to szybko – bo zaraz nam się roztopią.
Jakim zdziwieniem naszym było, gdy po STO LAT i dmuchaniu świeczek okazało się, że nie możemy przekroić tego pięknego lodowego tortu… tzn udało nam się, ale dziwnie smakował…
… nie mniej jednak… wszyscy z uśmiechem udawali, że jest pyszny 😉
Dobrze, że mieliśmy SZAMPANA – było czym zapić 😉
Uzupełnię troszkę przelot przez Macedonię, wszyscy się nią zachwycali.
Ja mam zupełnie odmienne zdanie.
Generalnie Albania jest ostro zanieczyszczona, ale Macedonia przy tym to jakieś totalne dno.
Każde mijane miasteczko pełne syfu i smrodu.
Taki widoczek, centrum, rynek a tu zagroda na środku zrobiona z palet i chyba ze 20 baranów lata w tym ogrodzeniu.
Wiadomo że odchody w takim upale robią swój specyficzny zapaszek.
No nic jedziemy dalej, nagle doganiają nas jakieś leszcze na skuterze i robią sobie z nami selfiki, w trakcie jazdy, pchając się pod koła, zajeżdżając drogę – bo zobaczyli Moniki warkocz wystający z pod kasku.
Mało nie wywaliłem orła przez tych smarkaczy.
Mijamy kolejne miasteczko, znowu wyczuwam swojski zapaszek, który nabiera coraz większej intensywności w miarę zbliżania się do niego.
Wjeżdżam na most, spoglądam w dół bo odór mało nie pozbawił mnie świadomości i moim oczom ukazuje się niecodzienny widok – zamiast wody gęste, ledwie płynące szambo, dramat.
Dotarliśmy w końcu do stolicy, Skopije miało być piękne – nie dane było mi tego piękna zaznać.
Mijamy je obwodnicą jakąś, tak delikatnie poza 34km jednym ciągiem.
Chyba Robert gubi wtedy pokrowiec na Tankbaga.
Dotarcie do Campingu Enigma na Serbii było dla mnie niesamowita radością.
Serbia jest zupełnie inna, ludzie życzliwi, klimat coraz bardziej podobny do naszego.
I te dwie pizzy olbrzymki…
Jak wyjechały na stół to oczy miałem jak 5 zł, w 7 osób mieliśmy problem to pochłonąć.
🙂 🙂 🙂
Przelot tranzytem przez Macedonię a pojeżdżenie po niej – to dwie zupełnie różne sprawy. Polecam pojeździć 😉
Z pewnością masz rację, rozmawialiśmy na campie z Moniką, opowiadała niesamowite rzeczy o Skopije.
Wierzyć mi się nie chciało, nie mniej nie dane mi było to potwierdzić.
Pewnie szkoda, za to jest coś co może być kolejnym etapem do zwiedzania, może wykroi się jeszcze kiedyś taka wyprawka i będzie szansa zmienić zdanie. 😉 🙂